Polskie nawyki w brytyjskiej codzienności

Jestem tu już prawie rok. Tu, czyli w Anglii, w hrabstwie Cheshire (blisko granicy z Walią). Mam to szczęście, że udało mi się znaleźć fajną pracę, w której spotykam codziennie nowych ludzi wielu narodowości. Jednakże moimi najbliższymi współpracownikami są Anglicy, którzy uczą mnie języka oraz zapoznają ze swoją kulturą, zwyczajami, przekonaniami. Mieszkając w Polsce przez 35 lat wydawało mi się, że o Anglikach wiem wszystko – eleganccy gentlemeni, niepochopni w swoich działaniach, żyją wiecznie w deszczowej aurze, popijając herbatę z mlekiem. Całe życie wydawało mi się, że Amerykanie używają języka angielskiego niedbale, nonszalancko, zupełnie nie tak, jak Anglicy, którzy bardzo dbają o poprawne wyrażanie się, a najgorszym przekleństwem w ich ustach jest słowo „bloody”, które można przetłumaczyć, jako rodzima „cholera”. No cóż….. życie w Wielkiej Brytanii potrafi zaskoczyć.

nit2

Brytyjczycy są narodem bardzo dumnym, kochają swoje produkty, uwielbiają to, co odróżnia ich od reszty świata, widziałam nawet gadżety z hasłem „I am British, not European” (Jestem Brytyjczykiem, nie Europejczykiem). I trochę tak jest. Jedzą brytyjskie masło, piją brytyjskie mleko (w ogromnych ilościach), jedzą brytyjskie jajka od brytyjskich kur. W ten sposób sami nakręcają swoją gospodarkę. Jakże to inne od naszego uwielbiania zagranicznych produktów, chociaż nasze, polskie, są często lepszej jakości. Nie zapomnę swojego zdziwienia, gdy odkryłam, że firma Alpinus jest naszą rodzimą produkcją. Taka „zachodnia”, a jednak polska.  A co z tą herbatą? Ano piją ją sto razy dziennie. Czarna, mocna, z mlekiem. Odwiedził nas ostatnio nasz 24-letni kolega, który podczas swojej czterogodzinnej wizyty wypił 6 (sześć!) kubków herbaty z mlekiem. Zaparzając kolejny kubek zapytałam czy kiedykolwiek pił herbatę bez mleka. Nie. A chcesz? Nie. A może chciałbyś jakąś smakową wersję, owocową, karmelową? Nie. Taki młody, a już tradycjonalista.  Mleczna wersja herbaty jest tak absolutnie wersją podstawową, że jeśli chcecie napić się w kawiarni tego aromatycznego napoju bez dodatków, musicie zaznaczyć to bardzo wyraźnie. A plasterka cytryny nie dostaniecie. Nie i już. Za to oburzone spojrzenie gwarantowane.  Dla odmiany ciężko w tym kraju napić się dobrej kawy. Przez ostatnie 10 miesięcy nie udało mi się znaleźć tak wspaniałej kawusi, jaką mogłam się kiedyś raczyć codziennie na byle stacji benzynowej.  Ależ mi tego brakuje.

nit5

A co z tą elegancją i szykiem? Brytyjczycy dzielą się na dwie grupy społeczne – starą arystokrację / inteligencję oraz robotników portowych / pracujących fizycznie. Ci drudzy szczerze nie cierpią tych pierwszych, wyśmiewają się z ich „Queen English” (czyli hiper poprawnej gramatyki), z ich strojów (nieodzownej apaszki pod szyją każdego dżentelmena), ich zwyczajów (picia herbaty z porcelanowej filiżanki, nie z kubka). Robotnicza część Brytyjczyków jest dumna z tego, że pracuje w tej samej fabryce od szkoły do emerytury. W tej samej, w której pracował ich ojciec, jego dziadek i trzech braci.  Ich język różni się znacznie od tego, którego uczymy się w polskich szkołach. Anglicy są przekonani, że mają cztery czasy (my, obcokrajowcy, wiemy, że jest ich 16), praktycznie nie używają czasów ciągłych (continuous), nie wiedzą, co to mowa zależna, tryby warunkowe, zdarzają im się podstawowe błędy w mowie, o pisaniu nawet nie wspominam. Kojarzycie z amerykańskich filmów konkursy dla dzieci w literowaniu? To jest największa bolączka Brytyjczyków.

nit6

A co z pogodą? Anglicy mówią, że na Wyspach występują dwie pory roku: wiosna i jesień. I coś w tym jest. Deszcz tutaj pada prawie codziennie, ale też codziennie świeci słońce. Tutejsza aura ma lekkie rozdwojenie jaźni. O deszczu można napisać pracę magisterską, od lekkiego deszczyku, do porządnej ulewy. Najciekawsza jest wersja mokrego powietrza. Deszczu nie widać, ale wszystko wokół robi się coraz bardziej mokre. Po kilku miesiącach pobytu tutaj przestałam go już zauważać. Po prostu jest, ale nie przeszkadza. Nie mam parasola, nie użyłam nigdy kaloszy. A ukochane czerwone trampki przemoczyłam jeden jedyny raz – na wakacjach w Polce. Bo u nas jak pada, to jest to oberwanie chmury, jak słońce świeci, to mamy 30 stopni. Tutaj klimat jest bardzo umiarkowany. Poza wiatrem. W zimowej jesieni wieje na Wyspach straszliwie. I o ile deszcz nie przeszkadza, o tyle wiatr skutecznie zniechęca do spacerów. Zimą, gdy temperatura spada do zera, czasem minus pięciu w nocy,  wszyscy na Wyspach mają jeden temat do rozmowy. Każdy powtarza z nadzieją „Uhuhu, tak zimno, pewnie spadnie śnieg”. Największe marzenie świąteczne Brytyjczyków – białe święta. Marzenie niedoścignione.

nit7

Imprezujący Polacy, po kilku drinkach, zaczynają głęboko emocjonalne wyznania swoim współtowarzyszom kieliszkowym. Nie inaczej Anglicy.  Tylko, że nasze wyznania oscylują w okolicach chłodnego szacunku, a brytyjskie gorącej miłości. Stary, bo wiesz….  szanuje cie. mówi podchmielony Polak. Mate, I love you so much…. (Stary, tak bardzo cię kocham) odpowiada podcięty Anglik.

nit4

Jestem strasznie zafascynowana tymi różnicami narodowymi, pierwszy raz poznaję inną kulturę tak głęboko. Niesamowite doświadczenie. A różni nas tak wiele, nawet głupi długopis. W Polsce kolor podpisu oficjalnie powinien być niebieski, tutaj czarny. Angielskie krany, angielskie okna, ruch drogowy, mogłabym o tym opowiadać godzinami!

nit3

A Wy? Pamiętacie swoje największe zaskoczenia w zetknięciu z obcą kulturą? Nie musi być zagraniczna. Pamiętam, że moje małżeńskie starcia śląsko – warszawskie też bywały ciekawe.  Podzielicie się wspomnieniami?

Podziel sie z przyjaciolmi.
error

4
Dodaj komentarz

avatar
2 Comment threads
2 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
3 Comment authors
madaelaKrakowianka Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Krakowianka
Gość

W Anglii zdziwiła mnie bardzo ilość makijażu na twarzach brytyjek i ich zdziwienie, gdy mówiłam, że mój kolor włosów jest naturalny.

Zgadzam się także z tekstem o kawie! Ja przywoziłam sobie z Polski XD

ela
Gość
ela

Jak ogromnie sie ciesze, ze odkrylam Twoj blog, cudenko, czyli to co kocham, :)) kuchnia i podroze.
Mnie w USA zaskoczyla niedbalosc w ubiorze, jakkolwiek w Nowym Jorku nie byla tak zauwazalna, tak w Pensylwanii razi po oczach, :)) no cos okropnego, godzina 12 a laska wpada do pizzerii w spodniach od pizamy.

A tak na marginesie, czy ta psia pieknosc na zdjeciu nalezy do Ciebie ?