Długo zastanawiałam się nad tym postem. Nie wiedziałam czy to miejsce na notkę tego typu, ale w końcu przecież to mój blog. Nie mogę zignorować śmierci mojego przyjaciela we własnym internetowym pamiętniku.
26 marca 2011 adoptowaliśmy ze schroniska pod Poznaniem psa w typie rottweilera, którego znalazłam w ogłoszeniach Fundacji Rottka. Nie szukałam psa, ale coś mnie w „Rockym” zaczarowało, nie mogłam przestać o nim myśleć. 400 km w jedną stronę i 400 w drugą. Szalona podróż rozklekotanym fioletowym Tico o wdzięcznym imieniu Ziuta. Po przywiezieniu psa do domu okazało się, że po pierwsze ma on ok 8 lat, po drugie nie toleruje kotów (mamy dwa), po trzecie nasza 8-letnia bokserka chce go zjeść, po czwarte nigdy nie mieszkał w mieszkaniu i nie umie jeździć windą, nie zwraca uwagi na ogon, którym zrzuca wszystko z półek i stolików, zapomina się i podnosi nogę na szafki, ściany, progi, drzwi. Katastrofa 🙂 Od początku jednak Rico dał się poznać jako pies uroczy, przyjacielski, wiecznie uśmiechnięty i głęboko szczęśliwy z powodu zamiany schroniska na dom.
Z miesiąca na miesiąc Rico się zmieniał. Z sukami się dogadał, do windy się przyzwyczaił, zaczął zachowywać czystość w domu, zmieniał się w lwa salonowego dzień po dniu. Odnalazł swoje miejsce w kuchni, gdzie towarzyszył mi podczas moich kulinarnych eksperymentów. Najdłużej trwało oswajanie z kotami, bo aż rok, ale i to się udało. Zaczęliśmy uczęszczać na warsztaty psiego posłuszeństwa, gdzie mój pies, pomimo statecznego wieku, uczył się posłuszeństwa sportowego, planowaliśmy debiut na zawodach we wrześniu tego roku. Zadaliśmy kłam powiedzeniu „starego psa nie nauczysz nowych sztuczek”. Ale przede wszystkim Rico był psem, który wprowadzał radość z małych rzeczy i wieczny uśmiech do naszego domu. Nie dało się na niego gniewać, wiecznie roześmiany, zawsze przy mnie, piękny, wierny, kochany pies.
W lipcu tego roku wzięliśmy udział w treningowych zawodach Obedience i z powodu złego samopoczucia Rica postanowiliśmy przejść na emeryturę sportową. W sierpniu Rico zaczął utykać na lewą przednią łapę, 11 września zdiagnozowano nowotwór kości i ciężką chorobę kręgosłupa. Zaczęliśmy walkę o jego zdrowie i wyścig z czasem, niestety 28-09-2012 przegraliśmy i Rico odszedł.
Tęsknota jest ogromna. Żal, że los dał nam jedynie 1,5 roku razem, a jednocześnie wdzięczność, że w ogóle się odnaleźliśmy. Nie żałuję ani jednej chwili razem, spontaniczna adopcja Rica była jedną z lepszych decyzji w naszym życiu. Bardzo się cieszę, że ten cudowny zwierzak nie umarł w schronisku jako pies niczyj, tylko na moich kolanach ze świadomością bycia moim ukochanym, cudownym przyjacielem.
Wszystkie zdjęcia są autorstwa Agaty Listowskiej.
Podziel sie z przyjaciolmi.
Szkoda psiaka jest taki piękny na tych zdjęciach =( Bardzo mi przykro =(
Zapraszam do mnie http://everydaybeny.blogspot.com/
Współczuję straty. Ale tak jak piszesz – mimo, że był z Wami krótko to lepiej, niż miałoby go nie być wcale…
Za każdym razem czytając takie posty mam łzy w oczach i ze strachem myślę co będzie, jak na moją psę przyjdzie czas…