KOKA, 2003 – 2013

Koka przez siedem lat swojego życia mieszkała ze swoją rodziną. A potem rodzina wyjechała do UK, a Koka trafiła do schroniska. Na szczęście spędziła w nim tylko dwa tygodnie, bo wypatrzyła ją Wolontariuszka współpracująca z Fundacją SOS Bokserom. Kolejne trzy tygodnie później Koka zamieszkała w naszym domu, otrzymując dumne imię Kokaina. Kokainka była najbardziej rozpieszczonym psem, jakiego mieliśmy. Pierwszego dnia pobytu wskoczyła na stół i zjadła nasz obiad, potem bez żadnych oporów wskoczyła na łóżko, a na suche jedzenie w misce popatrzyła z pogardą i ani w głowie jej nie zaświtała myśl, że to to jest jadalne. Ale była też naszą najłatwiejszą adopcją. Od samego początku posłuszna na spacerach, zupełnie nieagresywna wobec ludzi i psów, przytulaśna i całuśna, jak na boksera przystało. Szybko zaprzyjaźniła się z rezydentką Milą i od tej pory, aż do wczoraj, stanowiły nierozłączny siostrzany duet. Razem spały, razem się bawiły na spacerach, nawet razem piły z jednej miski (Kokaina nie pozwalała pić innym psom ze swojej miski, prawdopodobnie bojąc się zarazków).

DSC_0028

Kokainka trafiła do nas łysa i plamiasta, po kilku badaniach okazało się, że ma niedoczynność tarczycy. Zaczęliśmy kurację tabletkami i dziewczynka odzyskała sierść, a plamy zmieniły się w pręgi (mniej więcej). We wrześniu zeszłego roku (tydzień po śmierci Rica) Kokaina przewróciła się w przedpokoju i już nie potrafiła wstać. Zawieźliśmy ją do całodobowej lecznicy, gdzie przeprowadzono szereg badań i okazało się, że miała guza na śledzionie, który pękł. Natychmiast trafiła na stół operacyjny i wycięto jej guza wraz z całą śledzioną. Koka spędziła w szpitalu cztery dni. W tym czasie osierocona Mila zdemolowała nam całkowicie mieszkanie oraz doprowadziła się do skrajnej nerwicy. Powrót Kokainki ze szpitala był dla Mili chyba najważniejszym wydarzeniem w życiu. Od tego momentu dbała o nią, prowadziła ją do miski z wodą, dzieliła się swoimi swoimi ukradzionymi bądź wyżebranymi kąskami, przeganiała koty, by nie leżały na jej posłaniu, a sama towarzyszyła siostrze non stop. Po kilku miesiącach Mila się uspokoiła, a my zdecydowaliśmy, że musimy wziąć kolejnego psa, bo Koka nie robi się coraz młodsza, a Mila nie jest w stanie funkcjonować sama. Tym sposobem w lutym 2013 pojawił się w naszym domu siedmiotygodniowy rottweiler. Mila zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia, szalały razem po domu, bawiąc się, przepychając, cudując, a potem zziajane kładły się po obu bokach Kokainki i przytulone do niej spały.

DSC_0204

Niestety Koka zaczęła coraz ciężej wstawać, coraz mniej chętnie wychodzić na spacery oraz opuszczać coraz więcej posiłków. 9 kwietnia wskoczyła do nas na łóżko i zaczęła bardzo ciężko oddychać, nie potrafiąc sobie znaleźć miejsca, wzięliśmy ją na ręce i zawieźliśmy do weterynarza. Niestety morfologia wykazała krwawienie wewnętrzne, a badanie USG – guza na wątrobie. Musieliśmy podjąć ciężką decyzję o skróceniu cierpienia naszej dziewczynki. Pomimo pozostałych dwóch psów, nasz dom jest dzisiaj pusty i cichy, co chwilę łapiemy się z mężem na zwracaniu się do Kokainki, której już z nami nie ma. Smutno i tęskno nam za naszym najbardziej rozpieszczonym, ale też najgrzeczniejszym z natury psem. Szkoda, że Koka nie doczekała wiosny, jej ulubionej pory roku, podczas której godzinami leżała na balkonie i drzemała w promieniach słońca.
DSC_0571

Wszystkie zdjęcia są oczywiście autorstwa Agaty Listowskiej.
Podziel sie z przyjaciolmi.
error

6
Dodaj komentarz

avatar
6 Comment threads
0 Thread replies
0 Followers
 
Most reacted comment
Hottest comment thread
0 Comment authors
MadaRenata D.AnonimowyZielona strona Flinstona Recent comment authors
  Subscribe  
najnowszy najstarszy oceniany
Powiadom o
Zielona strona Flinstona
Gość

o rany, współczuję, bo wiem co to przywiązanie do własnych psów……

Anonimowy
Gość
Anonimowy

Bardzo współczuję .

Anonimowy
Gość
Anonimowy

Ludzie są jednak wspaniali. Warto tu było wejść. A Kokainka miała swoją chwilę cudownego życia.Szkoda pieska, rozumiem wasz ból, bo sama niedawno straciłam , po 13 latach, moją kochaną kundelkę Kolę…Pozdrawiam serdecznie,Ewa ze Śląska

Anonimowy
Gość
Anonimowy

Serdeczne wyrazy wspolczucia z powodu straty psiny, w zeszlym roku stracilam na zawsze moja ukochana syjamska kotke – na pare dni przed swietami BN,dalej odczuwam jej brak…ale przynajmniej miala dobre zycie przy dobrych ludziach….god bless

Renata D.
Gość

Piękny wpis, aż zły cisną mi się do oczu.
Tak bardzo współczuję odejścia ukochanej psinki. Wiem ile musi Was kosztować to cierpienia. Łączę się z Wami w bólu.

Mada
Gość

Dziękujemy wszystkim za miłe słowa.