Zapytajcie Anglika dokąd najlepiej pojechać na wakacje, a odpowie Wam, że do Kornwalii. Każdy z nich był tam przynajmniej raz w życiu, każdy ma piękne wspomnienia z tego rejonu. Wszyscy, bez wyjątku, zapewnią Was, że Wyspy Brytyjskie są deszczowe, ale to absolutnie nie dotyczy Kornwalii. Tam niebo jest zawsze błękitne, bezchmurne, woda super przezroczysta, fiordy jedzą z ręki. W tym roku postanowiliśmy rozprawić się z kornwalijskim mitem i osobiście sprawdzić to niebiańskie miejsce.
Pogoda. Na południu Anglii i Walii deszcz pada dużo rzadziej niż na północy, fakt niezaprzeczalny. Nadmorskie niebo jest też częściej bezchmurne niż to nad lądem (może to kwestia wiejących wiatrów, a może mojego głębokiego przekoniania). Niestety nieprawdą jest, że w Kornwalii słońce zawsze świeci, a deszcze nie pada. Otóż niestety nam się udało spędzić całe dziesięć dni w temperaturze oscylującej w okolicach 15 stopni (woda była lodowata). Faktycznie lało tylko dwa razy, więc sporo rzadziej niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Na urlopie byliśmy na poczatku czerwca.
Woda. Kornwalijskie morze ma absolutnie fenomenalny kolor. Od głębokiego granatu przez błękit, turkus, aż do całkowitej przezroczystości przy brzegu. Daleko od plaży wciąż można obserwować ławice małych rybek, ukwiały, kolorowe skały, piaski i kamienie. W promieniach słonecznych ta część Anglii wygląda jak Karaiby (których na oczy nie widziałam). Co ciekawe, nas zachwycało widoczne dno morskie oraz nieprawdopodobnie piękne klify, natomiast Anglików porusza widok samego morza. Wszystkie ławki widokowe są tak ustawione, że widać z nich tylko wodę po horyzont. Żadnych skał, plaż, miast. Tylko wielki błękit, a właściwie już granat. Romantyczne dusze.
Plaże. W Kornwalii jest niewiele plaż piaszczystych, a na te, które są, nie ma wstępu z psem. Do woli jednak można wspinać się po przybrzeżnych skałach, które ciągną się kilometrami. Klify, jaskinie możliwe do zwiedzenia tylko podczas odpływu, zalewane przez fale, odcinające powrót na brzeg, całe to piękno zapiera dech w piersiach. Co ciekawe, przed wejściem na skały, nie widnieją tabliczki z zakazem wstępu. Widnieją jedynie informacje, że może być bardzo stromo i trzeba być odpowiedzialnym za siebie i swoich towarzyszy. Bardzo mi się to podoba, ta wolność i przymus używania rozumu. Gnieniegdzie faktycznie bywało ślisko, trzeba było się wspinać po ostrych skałach, ale daliśmy radę.
Widoki. Nie do opisania. Mieliśmy pecha i przez większosć naszego urlopu, niebo było sine, zasłonięte chmurami, więc Kornwalia nie miała możliwości ukazać nam się w pełnej krasie. Ale czasem, tylko na chwilę, słońce przedzierało się na świat, niebo błękitniało, woda zyskiwała głębię, a nam w oczach pojawiały się łzy wzruszenia. Tam jest tak pięknie, że aż człowiek milknie. To samo uczucie towarzyszyło nam w Szkocji, niczym nieskrępowana radość obcowania z cudami natury.
Turystyka. Kornwalia jest mocno nastawiona na turystów, wszystkie nadmorskie kawiarnie, restauracje, puby, a nawet sklepy są dog friendly. Wszędzie gorąco witane są rodziny z dziećmi, obcokrajowcy traktowani są czule i z uwagą. Takie podejście ma też niestety drugie oblicze. Kornwalia jest okrutnie droga. Wszystkie parkingi są płatne, wszędzie, gdzie tylko można, wprowadzono opłaty za wstęp, szeroko oferowane są dodatkowe usługi, np. kosztujący krocie podwóz landroverem z miasta pod mury zamku :). Cena śniadania dla dwojga w nadmorskiej knajpce jest równa cenie dwudaniowego obiadu z deserem w pubie na północy Anglii. Tylko widoki już jakby nie te same. O cenach pamiątek już nawet nie wspominam. No, ale w końcu to angielska riwiera. Powiew luksusu.
Jedzenie. Nie byłabym sobą, gdybym nie spróbowała kornwalijskich przysmaków. Jestem absolutnie zakochana w Cornish Clottered Cream, gęstej, słodkiej śmietanie dodawanej do deserów zamiast lodów czy custardu. Za to Cornish Pasties są dla mnie niezrozumiałą pomyłką kulinarną. Grube ciasto, skrywające bardzo słone wnętrze, składające się głównie z ziemniaków. Nie dajcie się zwieść ofercie wielu smaków Cornish Pasties. Bez względu na to czy kupicie ten o smaku sera i cebuli, czy ten o smaku wołowiny, wszyskie smakują przesolonymi ziemniakami. Żeby mieć pewność, kupiłam kornwalijskie pierogi w czterech różnych miastach. Na każdym rogu można też napotkać reklamę Cornish Ice Cream. Smakują podobno bosko, bo zawierają w składzie Clottered Cream. Nie wiem, nie jadłam, było za zimno, by jeść lody ;).
Czy zostaliśmy wielbicielami Kornwalii, jak Anglicy? Tak! Czy jeszcze kiedyś tam wrócimy? Na pewno! Licząc na lepszą pogodę. Może nie w przyszłym roku, ale kiedyś na pewno, bo Kornwalia ma bardzo wiele do zaoferowania. Te widoki zostają pod powiekami już na zawsze.
Dodaj komentarz