Czas to pieniądz. Znacie to powiedzenie, prawda? Jeśli chcemy być dla go kogoś mili, przepuszczamy go w kolejce przy kasie. Obsługujemy sprawnie i szybko, by maksymalnie zaoszczędzić czas klienta. Dziękujemy za „poświęcenie” nam czasu. Żałujemy, że doba nie ma 30 godzin zamiast 24. Naturalne? Nie wszędzie. W Anglii czas nie ma takiej wartości, jak u nas. Chcesz być miły, bo widzisz, że kierowca jest już spóźniony, i – zamiast zwyczajowej gadki o pogodzie – przechodzisz od razu do konkretów. Nie zapominasz o uśmiechu i kilku „dziękuję”, „czy byłbyś tak uprzejmy”, „miałbyś coś przeciwko”. No niestety. Wykazałeś się grubiaństwem i skrajnym brakiem kultury osobistej. Mnie owy kierowca znał, współpracujemy od kilku miesięcy, więc tylko krótko zapytał: „Dlaczego jesteś dla mnie dzisiaj taka niemiła?”. Tak wygląda uszczęśliwianie Brytyjczyków na polskich warunkach. Nie działa.
A pieniądze? Wszędzie mają wartość, ale w Zjednoczonym Królestwie funt ma wartość…. funta. Nie urasta do rangi bożka. Gentelmani o pieniądzach nie rozmawiają. Trochę tak jest. Na każdym poziomie zarabiania. Bo też zarabiając najniższą krajową, jesteś w stanie się utrzymać. Nie opływasz w luksusy, ale przeżyjesz. Anglicy o pieniądzach nie pamiętają. Szczególnie, jeśli je pożyczą. Nie mają żadnych skrupułów przesunąć datę spłaty o miesiąc czy dwa. Albo rok. Nie rzadko zapominają o długu całkowicie. Przecież to tylko pieniądze.
Zresztą sam mechanizm „oddawania” jest różny w polskim i angielskim świecie. Jedną z podstawowych taktyk manipulacji, których uczą na każdym polskim szkoleniu w zakresie sprzedaży, jest: „Daj coś klientowi na początku rozmowy, a trudniej mu będzie odrzucić twoją ofertę”. Na Wyspach ten rodzaj manipulacji nie zadziała. Brytyjczycy chętnie przyjmują wszelkie dobra, bez jakiekolwiek poczucia, że muszą się zrewanżować. Kolekcjonowanie przysług nie ma tutaj żadnego zastosowania. Do you want a pie? No, thank you. Are you sure? Yes, I’m all right, thank you. (Masz ochotę na ciastko? Nie, dziękuje. Jesteś pewna? Tak, dziękuje). Dziękuję za przysługę, proszę przyjmij w zamian butelkę porządnego alkoholu. This is for you. Are you sure? Yes. Thank you. (To dla ciebie. Jesteś pewna? Tak. Dziękuje). Mam głębokie przekonanie, że w ten sam sposób przyjmą chętnie samochód, rękę królewny i pół królestwa. Bez zobowiązań. Łapówki tracą sens, nie?
Na trzecim miejscu polskich priorytetów znajduje się praca. Czym jest ona dla Brytyjczyków? Pracą, niczym więcej. W czasie jednej dniówki Anglicy spędzają w niej 8,5 godziny, przy czym te pół godziny przeznaczone jest na przerwę na lunch. A przerwa na Wyspach jest święta. Pracodawca nie ma prawa rozmawiać z pracownikiem na tematy związane z firmą w czasie przerwy, a nawet w czasie wychodzenia na nią. To jest prywatny czas pracownika. Jedną z najważniejszych rzeczy, przynajmniej u mnie w firmie, jest samopoczucie pracowników. Człowiek to nie maszyna, więc ma prawo mieć gorszy dzień, słabiej pracować, czuć się źle. Rolą managera jest zauważenie tych niepokojących objawów i wsparcie pracownika w jego problemach wraz z propozycją pomocy, jeśli takowa jest potrzebna. Co pomaga nam przetrwać w pracy? Śmiech. Anglicy uwielbiają stroić sobie żarty ze współpracowników. Zdarza się obłożenie samochodu kolegi folią bąbelkową czy wywiezienie go do komisu samochodowego, zrobienie mu tam zdjęcia, odwiezienie samochodu z powrotem na firmowy parking i przesłanie zdjęcia do właściciela samochodu z komentarzem – „nie wiedziałem, że go sprzedajesz”. Warto pilnować kluczyków. Co jeszcze robią Brytyjczycy w pracy? Ano śpiewają. A większość z nich, ma bardzo przyjemne głosy. Śpiewają dużo i głośno. Czasem tańczą. Na początku czułam się, jakbym występowała w musicalu. Teraz śpiewam razem z nimi. I śmieję się. A po pracy wracam zmęczona, ale i odprężona. Zaskakujące połączenie.
Czyli wszystko co angielskie jest lepsze?
Taki wniosek wyczytałam z tego tekstu.
Znam jednak parę osób, które pracują na Wyspach na wysokich stanowiskach i praca nie jest dla nich tylko pracą.
Jest prawie domem, szansą na jeszcze lepsza karierę i jeszcze większe pieniądze. I przywiązują do tego wielką wagę.
Poza tym Anglicy mają wiele wad, których nie mają Polacy i na odwrót.
Czyli co kraj to obyczaj i wszędzie dobrze, ale…
Pozdrawiam.
Bardzo mi przykro, że z tego tekstu wyciągnęłas wniosek, że angielskie znaczy lepsze. Szczerze mówiąc mnie trochę przeszkadza angielska niefrasobliwosc finansowa. Wychowano mnie w domu, że każdy dług należy oddać. I to jak najszybciej. Niemniej co kraj, to obyczaj.
Natomiast jeśli chodzi o karierę, to pewnie im więcej masz, tym bardziej boisz się, że możesz to stracić. Anglicy na niższych stanowiskach nie obawiają się utraty pracy, bo w ciągu tygodnia znajdą inną. Tego w naszym kraju brakuje niestety. Z tymi zarabiającymi dużo na razie nie mam stycznosci. 🙂
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam serdecznie.